W pogodny dzień nawet z odległości 65 kilometrów można dostrzec unoszące się nad Wodospadem Wiktorii gęste chmury pary wodnej, zaś ogłuszający huk miliardów litrów gwałtownie spadającej wody rozlega się w promieniu kilku kilometrów. Tak naprawdę nic jednak nie przygotowuje na ten niesłychany widok. Kiedy więc turysta przetnie wstęgę opasującego kaskady lasu deszczowego, którego bujna zieleń odcina się wyraźnie od otaczającej go rozległej sawanny, wpada w prawdziwe osłupienie. Szeroka rzeka spada nagle ogromną ścianą białej piany w głąb skalnej gardzieli z potężnym łoskotem. Kłębiące się masy wody wydają się eksplodować w dole wąskiej szczeliny, powodując wybicie rozpylonej piany nawet na wysokość 300 metrów. Unoszące się stale nad urwiskiem mgły załamują promienie słoneczne, tworząc po kilka krzyżujących się z sobą, splatających się wielobarwnych tęcz. W czasie pełni księżyca natomiast rozpylone krople wyczarowują delikatne, srebrne łuki odbijające światło. Nic dziwnego, że pierwszy Europejczyk, który ujrzał wodospad i ochrzcił go imieniem ówczesnej królowej brytyjskiej, szkocki misjonarz i podróżnik David Lhdngstone, w swoich notatkach z 1855 roku zapisał: „Był to najwspanialszy widok, jaki oglądałem w Afryce”. Właściwie zobaczył on pięć oddzielnych kolumn oparów unoszących się w powietrzu, „dokładnie tak samo jak podczas pożarów wielkich połaci afrykańskiej sawanny” – dodał w dalszych zapiskach. Rzeczywiście Wodospad Wiktorii tworzy pięć kaskad wodnych: Diabelska Katarakta, Wodospad Główny, Wodospad Końskiej Podkowy, Wodospad Tęczowy oraz Wschodnia Katarakta.