W poprzednim wpisie przedstawiłem pierwsze dwie wycieczki rowerowe, które pozwalają zwiedzić tereny na wschód od Kołobrzegu. Teraz będzie w drugą stronę, a obie wycieczki pozwolą zwiedzić naprawdę kawał Pomorza Zachodniego:) Zapraszam do lektury!

Trasa ku słońcu

Rowerowa Trasa ku słońcu to ciekawa alternatywa, gdy nad morzem mocno wieje, więc aż się prosi o zwiedzenie terenów bardziej w głębi lądu:) Wycieczka zaczyna w dzielnicy Grzybowo. Początkowo prowadzi wśród lasów rowerową drogą do Dźwirzyna – dawnej osady rybackiej, położonej między Bałtykiem a jeziorem Resko. Początek trasy zaczyna się w zasadzie na końcu miejscowości, ale można też sobie nieco „skrócić” i zaraz na początku wsi skręcić w Aleję Południową. Tu przy tabliczce oznaczającej koniec Dźwirzyna należy skręcić w drogę w kierunku Karcina. Uwaga – choć na to nie wygląda, to normalnie korzystają z niej samochody:)

Trasa jest pięknie oznaczona takimi oto znakami:

Nieopodal rzeki Błotnica jest miejsce postojowe, gdzie można odsapnąć. Potem przez mostek i do Karcina. W każdej miejscowości na trasie znajdują się tabliczki z historią miejscowości i zabytkami. W Karcinie, a potem w Sarbii można podziwiać m.in. kościoły sprzed kilku wieków, Karcino należy też do Szlaku Bocianich Gniazd.

W Drzonowie będzie można podziwiać historyczny dworek, a bodajże w Nowym Borku – poczytać legendę o sprytnym chłopie, który oszukał diabła:) Potem już wjazd do Grzybowa (tym razem wsi) i powrót do Kołobrzegu.

Mój dystans: około 40 km.

Z Międzyzdrojów do Kołobrzegu

Chyba spokojnie mogę powiedzieć, że to była najciekawsza wycieczka rowerowa, jaką w życiu wykręciłem. Bardzo zróżnicowane tereny, trasa świetnie oznaczona (Eurovelo), piękne nadmorskie widoki, ciekawe zabytki, no i miejscowości, w których rodzinnie spędzaliśmy wakacje, kiedy byłem dzieciakiem… Cóż trzeba więcej?

Do Dźwirzyna identycznie jak powyżej. Za Dźwirzynem dalej drogą, która kawałek prowadzi wzdłuż jeziora Resko.

Z jeziorem wiąże się tragiczna historia: pod sam koniec II Wojny Światowej radzieccy żołnierze zestrzelili nad nim niemiecki samolot, który miał przewieźć 80 dzieci do Niemiec. Nikt nie ocalał. Mniej więcej w tym samym czasie do jeziora runął niemiecki bombowiec, który ponoć wywoził cenny ładunek z Królewca. Skarbu do tej pory nie odnaleziono – ekipom poszukiwawczym prace utrudniała gruba warstwa mułu zalegająca na dnie.

Dalej Rogowo i Mrzeżyno. Za Mrzeżynem jedzie się dalej ścieżką rowerową, bardzo ciekawie położoną – z jednej strony jest wojskowy poligon, z drugiej natomiast otwierają się wspaniałe widoki na morze. Na odcinku między Mrzeżynem a Pogorzelicą ustawiono kilka wiat dla znużonych rowerzystów; jedna z nich znajduje się idealnie na punkcie widokowym, skąd można podziwiać taki krajobraz na trzy strony świata.

Zjazd (dosłownie,  bo teren jest pofałdowany) do Pogorzelicy i dalej Niechorze. Tu polecam dłuższy postój, którego część można spokojnie poświęcić na latarnię morską, jedną z najwyższych na wybrzeżu zachodnim. To już prawie połowa drogi!

Z Niechorza pojechałem pieszym szlakiem, który prowadzi niemal tuż przy morzu. Było dosyć wąsko i tłoczno, ale się opłaciło, bo wyjechałem tuż przy słynnych ruinach kościoła w Trzęsaczu. Ze świątyni, która była budowana dobre 100 metrów od brzegu, dziś już została tylko tylna ściana – tyle zabrało morze. Dzięki wybudowanej platformie widokowej można obejrzeć ruiny dosłownie z każdej strony.

Z Trzęsacza na poły szosą, na poły leśnymi ścieżkami do Pobierowa. Ostatni raz byłem w tej miejscowości… oj, dobre piętnaście lat temu? Może czternaście. W każdym razie rozbudowało się mocno, ale wspaniałe sosnowe lasy pozostały. Lasem do Łukęcina i tu już wyjechałem na szosę, której trzymałem się do samych Międzyzdrojów. Wcześniej jeśli się tylko dało, jechałem Eurovelo lub czerwonym szlakiem turystycznym (przez większość czasu znaki prowadziły identycznie), ale w Łukęcinie poczułem, że już nieco opadam z sił. A że szosa wspaniała, szeroka, bez dziur, to jechało się znakomicie: przez Dziwnówek, Dziwnów, Kołczewo. I za Kołczewem zaczęło się coś, czego się nad morzem nie spodziewałem – wzgórza? Nie pamiętałem, że okolice Międzyzdrojów są tak mocno pofałdowane. Solidne podjazdy nagradzały długimi zjazdami (chociaż miłośników szybkich zjazdów ostrzegam przed wieloma zakrętami i prującymi samochodami, które te zakręty ścinają). Po dotarciu do najwyższej kulminacji, Grzywacza (niby tylko 116 metrów, ale osiągnięte w zasadzie z poziomu morza) to już był szybki zjazd do samych Międzyzdrojów.

Z Międzyzdrojów powrót do Kołobrzegu pociągami – z przesiadką w Goleniowie.

Na pewno powtórzę tę wycieczkę, najchętniej w drugą stronę. Wolin to wyspa bardzo przyjazna rowerzystom i po cichu planuję powrót jeszcze na któryś weekend z rowerem, aby dobrze poznać te tereny.