Podczas majówki na Węgrzech nie mogłem zrezygnować z wycieczki rowerem wokół Balatonu. Balaton jest tak wielki, że z jednego jego końca nie widać przeciwległego brzegu! W najszerszym miejscu zaś jedynie wzgórza majaczą na horyzoncie. Z kolei Balaton Korut to fantastyczna ścieżka rowerowa, prowadząca możliwie najbliżej brzegu – dobrze ponad 220 kilometrów znakomicie oznakowanej, bezpiecznej (ruch odbywa się wydzielonym pasem dla rowerzystów), bardzo widokowej i zróżnicowanej trasy.
Mocni rowerzyści pewnie dadzą radę zrobić ten dystans w jeden dzień, optymalnie jest poświęcić na wycieczkę rowerem wokół Balatonu przynajmniej trzy dni. Ja miałem do dyspozycji dwa dni, zdecydowałem więc, że najciekawszy (i najtrudniejszy) północny odcinek trasy rowerowej wokół Balatonu zostawię na kolejną wycieczkę. Jest on godny osobnego wyjazdu z uwagi na wzgórza, na szczyty których prowadzą ciężkie podjazdy (ale z których – jak słyszałem – rozciągają się piękne widoki) oraz osobną ścieżkę rowerową wokół Małego Balatonu. Tym samym mam powody, aby tam wrócić, bo to, co zobaczyłem, rozbudziło mi apetyt na więcej.
Miejsce startu – Siófok
Siófok to trochę takie nasze Międzyzdroje, tylko bez żubrów i deptaka, albo Sopot bez molo i wydm. Jednym słowem – ładna jak z widokówki miejscowość, która żyje głównie z turystyki. W wysokim sezonie najpewniej turystów jest tu zatrzęsienie, ale podczas majówki było stosunkowo cicho i spokojnie – chociaż większość usług działała normalnie. Poza płatnymi plażami – gdzieś przeczytałem, że w Siófok za wejście na plażę trzeba płacić, ale ani razu nie musiałem tego robić. Więc albo legenda miejska, albo płacić trzeba dopiero w sezonie.
Co do usług też – rower wypożyczałem na miejscu. Na majówkę już normalnie wypożyczalnie działają, ale podejrzewam, że w wysokim sezonie warto skontaktować się z jakąś wypożyczalnią i zarezerwować sobie rower.
Siófok ma też tę zaletę, że jest znakomicie skomunikowany z Szekesfehervarem (co ułatwia przyjazd) oraz z miejscowościami na zachodzie Balatonu (dzięki czemu wycieczka rowerem wokół Balatonu staje się łatwiejsza – nie trzeba bowiem co noc zmieniać miejsca pobytu).
Pierwszy dzień – wschód Balatonu
Konstatacja na początek – ależ fantastycznie ta trasa jest oznakowana! Prócz kierunkowskazów – także odległości do najbliższych miejscowości, które fantastycznie pozwolą się odnaleźć na drodze. Za chwilę konstatacja kolejna – po co ja targałem ze sobą z Polski wszystkie akcesoria?! Pompkę, zapasową dętkę, klucze? Tu wszystko jest! Co parę kilometrów znajdują się stacje serwisowe, gdzie można na przykład w automatach kupić dętkę praktycznie każdego rozmiaru. Tylko trzeba mieć wyliczony bilon.
Pierwszym celem na ten dzień była miejscowość Szantód. Odpływają stąd promy przez najwęższą część Balatonu – przesmyk ma zaledwie 6 kilometrów. Gdzieś widziałem rozkład, jakoby kursy miały się odbywać co 40 minut, ale pewnie dlatego, że to akurat był 1 maja (dla Węgrów również dzień wolny), to chociaż kupowałem bilet, kiedy akurat odpływał jeden prom, na kolejny nie czekałem nawet kwadransa.
Na drugim brzegu zaczyna się pagórkowaty półwysep Tihany – pokryty malowniczymi wzgórzami, z których rozciąga się piękny krajobraz na Balaton. Ścieżka prowadzi możliwie najbliżej brzegu Balatonu, przez pięknie zrobione punkty widokowe oraz zadbane letniskowe miejscowości. Zresztą co ja będę długo opisywał – niech zdjęcia zrobią to za mnie.
Drugi dzień – południe Balatonu
Plan na drugi dzień polegał na wybraniu się możliwie najdalej na zachód pociągiem i powrót rowerem do Siófok. Najdalej na zachód oznaczało miejscowość Balatonbereny.
Teoretycznie to najnudniejsza, bo najbardziej płaska część trasy rowerowej wokół Balatonu. Ale powiem szczerze – zawsze chciałbym jeździć tak nudnymi trasami:) Również i tu szlak prowadzi praktycznie cały czas przy brzegu, co sprawiało, że trasa jest niezwykle malownicza