Nie wiem, czy wiele będzie wiele przesady w stwierdzeniu, że to były wakacje mojego życia. Poniżej przedstawiam krótkie podsumowanie tego wyjazdu wraz z planami na kolejny wyjazd.
Wrześniowe Tatry w liczbach
Niby jestem polonistą, ale kocham statystyki i liczby:) Oto kilka z nich:
- łącznie godzin spędzonych na szlakach: 78;
- łącznie przebyta odległość: 196 km (nie liczę tego, co po mieście:);
- łącznie przewyższeń: 11899 m (czyli Mount Everest ze sporym okładem:);
- łącznie obniżeń: 12107 m.
Wszystkie te dane według mapa-turystyczna.pl.
W sumie zdobyłem trzy szczyty do Korony Gór Polski i pięć do Diademu. Przeszedłem niemal całe Tatry Zachodnie po polskiej stronie – ze szczytów, na które prowadzą szlaki turystyczne, zostały mi tylko tak naprawdę chyba Jarząbczy Wierch i Błyszcz (Giewont kilka razy zdobywałem już wcześniej). Nieco większe zaległości mam w Tatrach Wysokich, ale to spokojnie:) Wróciłem również tam, gdzie nie było mnie dziesięć lat, a więc na Zawrat
Co wyniosłem z tego wyjazdu?
Dowiedziałem się, że moje możliwości są nawet większe, niż początkowo zakładałem. Paradoksalnie jednak to właśnie nauczyło mnie jeszcze większej pokory w stosunku do gór; w końcu najłagodniejszy przecież Lubomir kosztował mnie chyba najwięcej nerwów. Pokonałem też pewne moje granice – chodzi mi tu o zdobycie Rysów. Ktoś może powiedzieć, że przesadzam, bo Rysy przecież nie są wcale takie trudne, ale mnie chodzi bardziej o aspekt psychologiczny. Duża to bowiem dla mnie przemiana względem poprzedniego roku, który minął pod znakiem dolin oraz Kasprowego Wierchu bez sensu zdobywanego podczas halnego…
Jakie plany na kolejny wyjazd?
Oczywiście ambitne:) Te podsumowania, które robiłem, uświadomiły mi, jak wiele zobaczyłem… i jak dużo ciągle jeszcze czeka mnie do zdobycia. W planach na ten rok mam na pewno: Jarząbczy Wierch, Kościelec, Świnicę, Orlą Perć oraz Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem, być może również słowacki Krywań. A kolejny wyjazd już w sierpniu:)