Wielu z nas chciałoby używać roweru totalnie do wszystkiego: do jazdy na miasto, na szosę, w teren, może jeszcze taki, żeby dało radę powiesić sakwy na kilkudniowy wyjazd. Ja miałem tak samo i po kilku próbach udało mi się dostosować rower do swoich potrzeb. Poniżej krótka historia.
Moja sytuacja przed zmianami
Swoim rowerem jeżdżę od trzech lat (w sumie tym samym modelem od czterech – po kradzieży poprzedniego roweru kupiłem identyczny). Mój model to Rockrider 5.1. Kupiłem go z dwóch ważnych powodów:
- Po pierwsze, primo, to była najlepsza budżetowo opcja:);
- Po drugie, primo, gdy go kupowałem, wydawało mi się, że będę głównie jeździł w terenie. Przyszłość zweryfikowała te pomysły:)
Okazało się bowiem, że preferuję jednak jazdę głównie szosą, ale tak planuję trasy, aby od czasu do czasu choć częściowo pojechać w teren. Dodatkowo dojeżdżam do pracy rowerem i zostawiam go przed biurowcem. Przez większość czasu nic z nim nie robiłem i generalnie jeździło mi się komfortowo (jedyna zmiana to wymiana opon na nieco węższe 1,7 cala).
Ale z czasem sprzęt okazał się niewystarczający. Chciałem szybciej i więcej, ale żeby nie było drogo. Jako człowiek, który dwa lata przepracował w agencji reklamowej i który wciąż ma kontakt z klientem, zdaję sobie sprawę, że to możliwe – trudne, ale możliwe:)
Gdzie rowery dwa, tam… nie umiem w rymy
Ponieważ głównie jeżdżę po asfalcie, pojawił się u mnie pomysł kupna szosówki. Zaletą takiego rozwiązania byłby fakt, że na wycieczki w końcu jeździłbym sprzętem bardziej dostosowanym do swoich potrzeb. Minusy natomiast to:
- Musiałbym trzymać dwa rowery. Nie mam na to miejsca, a przecież musiałbym czymś dojeżdżać do pracy. A szosówkę szkoda byłoby mi trzymać przed biurowcem;
- Zakładałem budżet do dwóch tysięcy złotych. W tej cenie można kupić już coś dobrego dla kolarza – amatora, chociażby słabsze Tribany. Jednakże każdy z rowerów w opiniach miał pewne mankamenty: jak centrujące się koła (w modelu 520) czy regulacja przerzutek (model 540FB). To nie były duże błędy, ale średnio miałem ochotę płacić za rower jakieś 1500 złotych i od razu oddawać go do serwisu.
Jakie zmiany zastosowałem?
Dobre kilka tygodni zastanawiałem się nad szosówką. W końcu miałem dosyć tego, że nie mogę podjąć decyzji i trochę poczytałem na ten temat. Nie chciałem robić dalekosiężnych zmian i zdecydowałem się zastosować to, co następuje:
- Po pierwsze, primo, węższe opony. Jak wspomniałem, wcześniej jeździłem na oponach 1,7 cala. Zmieniłem je na 1,5 cala (konkretnie ten model). Początkowo miałem pewne problemy ze zwrotnością (przy szerszych oponach ostrzej mogłem wchodzić w zakręty), ale wkrótce się przyzwyczaiłem.
- Po drugie, primo, noski do pedałów. Wiem, totalny old school:) Alternatywą były pedały zatrzaskowe, ale stwierdziłem, że najpierw wypróbuję tańszą wersję – czy taki styl jazdy mi odpowiada. Stwierdziłem, że noski pozwalają mi lepiej wykorzystać siłę nóg podczas jazdy (zwłaszcza pod górkę). Zorientowałem się także, iż wcześniej niepoprawnie układałem stopę na pedale. Kupiłem te noski i dokupiłem do nich paski. Co do nosków – zdaję sobie sprawę z ich mankamentów. Największy dotyczy bezpieczeństwa – w razie potrzeby stopę łatwiej uwolnić z zatrzasków niż z nosków. Na razie nie musiałem jednak jeszcze przetestować, ile w tym prawdy.
- Po trzecie, primo, buty do MTB. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że jazda na rowerze z biegówkami na stopach to taki szkolny błąd. Najlepsze są podeszwy sztywne lub półsztywne. Ponieważ podczas wycieczek lubię zwiedzać różne ciekawe miejsca, zdecydowałem się na buty z półsztywną podeszwą, w których chodziło mi się oczywiście wygodniej niż w sztywnych.
Efekty zmian
W sumie zmiany kosztowały mnie raptem nieco ponad 300 złotych – o wiele mniej niż w przypadku nowej szosówki. W takiej konfiguracji wyjeździłem jakieś 150 km. To chyba za mało na jakieś pełnoprawne testy, natomiast póki co stwierdziłem, że:
- Prędkość zwiększyła mi się o 3 – 5 km/h – z 23-25 do 27-30 km/h;
- Udało mi się zwiększyć przejeżdżany dystans – najdłuższa wycieczka, jaką odbyłem w ramach testów, liczyła 70 km, które zrobiłem praktycznie bez zatrzymywania. Wcześniej potrzebowałem dłuższego postoju po jakiś 50 kilometrach.
Póki co jestem zatem zadowolony, bo na razie stwierdzam, że cel „więcej i szybciej po taniości” osiągnąłem. Nie jeździłem jednak jeszcze w deszczu, więc nie powiem, co z przyczepnością opon, ani w dużym wietrze, więc nie jestem pewien, jak to będzie ze stabilnością jazdy na wąskich oponach. Myślę, że prawdziwy test będzie podczas urlopu nad morzem:)