Zawsze byłem przeciwnikiem nieplanowanych wypadów, choćby nawet do sklepu po bułki, wywoływało to u mnie uczucie skrajnego niezorganizowania, czego strasznie nie lubię, a może po prostu moje lenistwo zajmujące jakieś 99% treści DNA w moim organizmie, mówiło wyraźnie, że może lepiej sięgnąć ręką po telefon i zamówić pizzę? Dlatego też, moja pierwsza reakcja na pomysł, na który wpadł przyjaciel, pod tytułem „jedźmy za granicę w ciemno”,
była delikatnie mówiąc, uzasadniona? Po pierwsze, nie chce mi się nawet wstawać z krzesła, aby mu wyperswadować niedoskonałość jego idei, po drugie… jest jakieś po drugie? Chyba muszę opatentować sposób na zmianę genów w czasie rzeczywisty MW stosunku do zachowania. Jednak w sumie, po chwili dotarło do mnie, że czemu by nie jechać nic nie robić gdzie indziej? Tutaj w sumie jest już nudno… stwierdzam że pomysł może jednak się przyjąć. Czym prędzej pochwyciliśmy mapę, spoglądamy odruchowo w stronę cywilizacji (zachód), może jakaś wyspa? Islandia? Nie, za zimno, no i ten wulkan o niewymawialnej nazwie. Odpada. Wyspy owcze? Nie, jakoś nie lubię owiec, wykorzystują biedne pasożyty do trawienia celulozy, biedne robaczki, nieświadome, że na zewnątrz czeka na nie lepszy świat… Wielka Brytania? W sumie, przyjazny język, elegancki klimat, mają Oxford, Cambridge, królową, Robin Hooda, to jest to, teraz pozostaje jeszcze kwestia ciemnej strony tego wypadu, czyli miasta, które losowo wybierze za nas środek transportu.
Po męczącej podróży autobusem, jesteśmy w Anglii, nie myśląc długo, wsiadamy w pierwszy lepszy pociąg w Londynie i jedziemy w nieznane, po długiej jeździe, stwierdzamy że niewygoda siedzeń dała nam się na tyle we znaki, że wysiadamy.
Naszym oczom ukazuje się napis „New Street Station”, coś mi to mówi… idziemy dalej, jak na złość, tabliczka z nazwą miejscowości została unicestwiona przez kogoś z zespołem supersamca. Wychodzimy na miasto, nagle moją uwagę przykuwa wysoki nowoczesny budynek, jakoś wyjątkowo wyróżniający się spośród reszty. Przecież to Radisson Blue! Słynny Hotel w Birmingham! Pieniędzy mamy dużo (informatycy pozdrawiają), więc po chwili byliśmy już w nim zarejestrowani, kilka chwil później uprzejma obsługa wniosła nasze bagaże, a oczom ukazał się ekskluzywny pokój z widokiem na miasto, miasto które w te dwa tygodnie należeć będzie do nas.
Szybki Wniosek? Kolega miał rację, czasem warto zabrać lenistwo ze sobą w inne miejsce. Oj warto, uwierzcie mi.