Góry Izerskie kusiły mnie już od dłuższego czasu, z różnych zresztą powodów. Jednym z nich był fakt, że Izery podobno gwarantują ładne widoki przy jednocześnie stosunkowo łatwej wędrówce. Postanowiłem w końcu sprawdzić, jak to jest w rzeczywistości i w ostatnią sobotę listopada wybrałem się na Wysoką Kopę, koronny szczyt tego pasma.
Na Wysoki Kamień i na Wysoką Kopę ze Szklarskiej Poręby
Plan był prosty. Pobudka 4.30, aby zdążyć na pociąg o 5.10. Śniadanie w pociągu pozwoliło mi zaoszczędzić trochę czasu w domu. Potem wysiadka w Szklarskiej chwilę po ósmej i dalej w górę!
Jako start wybrałem czerwony szlak, na który można trafić z ulicy Armii Krajowej. Podczas podejścia na Wysoki Kamień (niezbyt zresztą męczącego) warto obrócić się do tyłu, zwłaszcza po minięciu Podgórza, najwyżej położonego osiedla w Szklarskiej. Otwiera się wtedy bardzo interesujący na Karkonosze – powinno być widać chociażby Halę Szrenicką, chociaż akurat wtedy Szrenica była pogrążona w dosyć gęstej mgle.
Na Wysoki Kamień wchodzi się przyjemnie lasem. Kiedy znaki czerwone łączą się z żółtymi, znak, że pierwszy z dzisiejszych szlaków jest już bardzo blisko. Ogólnie spodziewałem się dużej ilości śniegu, ale (przynajmniej na razie) leżało go naprawdę niewiele.
Szczyt, pokryty charakterystycznymi formacjami skalnymi, gwarantuje piękne widoki. W całej krasie widać chociażby w dole Szklarską Porębę, przed sobą Karkonosze ze Szrenicą, po lewej Rudawy Janowickie (odznacza się zwłaszcza podwójny garb Sokolików) oraz niewysokie Góry Kaczawskie. Szybko przy tym okazało się, że powinienem pospieszyć się z cieszeniem ładną pogodą, bo ta wkrótce się skończy:) Wiał mocny wiatr, który miał wkrótce przygnać mgłę znad Karkonoszy. Można też tu przysiąść przy niedawno wybudowanym schronisku, chociaż uwaga – z uwagi na brak bieżącej wody schronisko Wysoki Kamień nie udziela noclegów, co z pewnością dla niektórych turystów będzie rozczarowaniem.
Z Wysokiego Kamienia szlak prowadzi delikatnie w dół. Tu już zaczęły się warunki, które towarzyszyły mi niemalże do końca wycieczki: to znaczy deszcz, który najwyraźniej spadł dzień – dwa wcześniej, a który zdążył zamarznąć w nocy, za dnia zaczął się roztapiać, zmieniając szlak w całkiem wartki strumyk. Do Rozdroża pod Zwaliskiem dotarłem, brnąc praktycznie po kostki w wodzie. W międzyczasie minąłem kilka ciekawych formacji skalnych, które w Izerach można często spotkać, jednym z nich było Zwalisko właśnie, od którego węzeł szlakowy wziął swoją nazwę.
Na rozdrożu spotyka się kilka szlaków, w tym niebieski znad Rozdroża Izerskiego, którym będę za parę godzin wracał do Szklarskiej. Ja poszedłem dalej prosto za znakami czerwonymi, zielonymi i niebieskimi, które długo będą prowadziły razem. W pewnym momencie szlak wejdzie na asfaltówkę; szlak czerwony za chwilę opuści swoich towarzyszy (w miejscu, które zowie się Rozdrożem pod Izerskimi Garbami) i każe wejść w las. Tu brnięcie w wodzie osiągnie poziom nawet wyższy niż dotychczas:) Ale na szczęście tylko przez chwilę; znowu pojawi się asfalt, który poprowadzi do wiaty turystycznej.
Jeśli ktoś chce wejść na Wysoką Kopę – jej najwyższy punkt – to teraz powinien opuścić czerwony szlak i udać się do góry już bez szlaku. Bez obaw – to ledwie dziesięć minut. Na samym szczycie znajduje kupka kamieni i tabliczka z nazwą szczytu.
Jednakże w tych warunkach, w których szedłem, wskazana jest baczna uwaga – niewielki strumyk wylał, a woda pokrywała niemal cały szczyt. Ja się pilnowałem… niemal do samego końca, bo schodząc już ku wiacie turystycznej wpadłem w strumyk do połowy łydki. Cóż, takiego zmoczenia nawet nowe triglavy nie wytrzymały:)
Powrót do Szklarskiej
Mimo małego wypadku nie miałem zamiaru zmieniać pierwotnie wyznaczonej marszruty. Ale musiałem się sprężać – trochę jednak przy szczycie zamarudziłem, a nie uśmiechał mi się powrót do Szklarskiej po zmroku.
Czerwony szlak początkowo prowadził delikatnie raz w górę, raz w dół – w ten sposób mijałem Przednią Kopę i Sine Skałki; stąd się zresztą wzięło określenie Izerskie Garby. Gdzieś w międzyczasie minąłem punkt widokowy, na którym na pewno chociaż przez chwilę napawałbym się widokiem, gdyby jakiś był; niestety gęstniejąca mgła i zimny wiatr skutecznie wybijały z głowy jakąkolwiek siestę. Za Sinymi Skałkami szlak prowadził już cały czas w dół – i tak do samego Rozdroża pod Kopą. Momentami między drzewami mogłem dostrzec zamglony krajobraz; na Wysoką Kopę na pewno jeszcze wrócę w bardziej sprzyjających warunkach pogody:)
Na rozdrożu wybrałem żółty szlak prowadzący w dół przez piękny Świeradowski Las. Po drodze minąłem między innymi kilka strumyków opadających w dół malowniczymi miniwodospadami – to między innymi za ich przyczyną w Górach Izerskich znajdują się rozległe torfowiska. Napotkałem też symboliczny nagrobek leśnika, który zginął tragicznie; nagrobek po raz kolejny przypomina, jak ostrożnym trzeba być w górach.
Żółty szlak poprowadziłby mnie do Rozdroża Izerskiego, gdzie znajduje się parking, popularny punkt startowy w Izery dla zmotoryzowanych turystów. Ale nie potrzebowałem tam schodzić, bo wcześniej w górę prowadzi zielony szlak. Jednym słowem – to, co zszedłem przez ostatnie dwie godziny, teraz miałem wejść z powrotem:)
Zielony szlak prowadził przez jakiś czas łagodnie, potem jednak skręca w prawo w las i to jest chyba najostrzejsza wspinaczka podczas całej wycieczki. To nie znaczy, że to jakiś hardkor – Beskid Wyspowy na pewno był bardziej męczący. Bardziej nużące było brnięcie w strumykach wody spływających z góry.
Ale po niespełna godzinie dotarłem do Rozdroża pod Zwaliskiem, gdzie byłem parę godzin wcześniej. Dalej już prosto szlakiem niebieskim, który po półgodzinie wprowadził mnie na ulice Szklarskiej Poręby, a z nich – do dworca. Tym samym wyszła mi bardzo zgrabna ósemka:)