Nie wykorzystać tak pięknego długiego weekendu listopadowego to prawie przestępstwo! Postanowiłem spędzić go w Krynicy – Zdroju – ładnej miejscowości położonej malowniczo na pograniczu Beskidów: Sądeckiego i Niskiego. Otwarcie musiało być jak zwykle – konkretne, więc zaraz po przyjeździe wybrałem się na Jaworzynę Krynicką. Poniżej krótka relacja.
Na Jaworzynę Krynicką z Krynicy – Zdroju i powrót
Krynica to już tereny, które zamieszkiwali Łemkowie. Znajduje to odzwierciedlenie w licznych cerkwiach; jedną z nich mijałem, wchodząc na szlak na ulicy Halnej:
Już tutaj warto obejrzeć się za siebie na szlaku – pięknie widać Krynicę malowniczo położoną wśród beskidzkich wzniesień:
Bardzo lubię Beskidy między innymi za liczne polanki, z których rozciągają się ładne widoki:
Czerwony szlak na tym etapie prowadzi bardzo ciekawie: trochę podejścia, ale potem jakiś czas każe schodzić – w stronę ogromnego kompleksu hotelowego Czarny Potok. Szlak ponownie schodzi z asfaltu zaraz za hotelem i od razu do góry! Krótki wysiłek wynagradzają pierwsze widoki szczytu:
Oraz mniejszych wzniesień – za plecami:
Polana zaraz się kończy, szlak prowadzi w las, który kończy się przy stoku narciarskim. To znak, że zaraz szlak czerwony połączy się z zielonym.
Zielonym szlakiem miałem wracać, ale rzut oka, jak wygląda zejście… hmn, niezbyt wzbudził moje zaufanie, na początku jego biegu prowadzone są jakieś prace porządkowe. Ale na decyzję miałem jeszcze trochę czasu, bo na razie powinienem iść w drugą stronę, na Jaworzynę Krynicą. Szlaki czerwony i zielony przechodzą między innymi obok Diabelskiego Kamienia – polecam zapoznanie się z legendą.
Na rozstaju szlaków wybrałem czerwone znaki, których trzymałem się już do samego szczytu. A tu wszystko, co dusza zapragnie: i turystyczna infrastruktura, i, co najważniejsze, ładne widoki:)
Wracać miałem zielonym szlakiem, ale rzut oka na czas, na mapę, ocena zmęczenia (dojazd jednak trochę dał w skórę)… Schodziłem więc już stokiem narciarskim, więc trasa przedstawiona jest tylko z grubsza: