Niespełna rok temu popełniłem wpis o tym, jak dostosować rower do swoich potrzeb. W zasadzie zostawiam go w charakterze ciekawostki przyrodniczej, bo przez ten czas wiele się zmieniło. Po pierwsze, słusznie uznałem, że te przeróbki to jednak były śmiechu warte? Po drugie, parę rozmów z osobami, które w temacie są obeznane znacznie lepiej ode mnie, przekonały mnie, że do moich potrzeb najlepszy będzie rower fitnessowy. Wcześniej mylnie sądziłem, że jeśli coś jest do wszystkiego, to musi być do niczego. To nieprawda – a trzy miesiące szczęśliwego posiadania Cube SL Road mnie co do tego przekonały. Poniżej przedstawiam subiektywną recenzję, napisaną stricte po amatorsku, bo przyznaję – znawcą nie jestem i zwyczajnie się na całym tym osprzęcie nie znam:) Chciałem w sumie wstrzymać się, póki nie dokręcę do 1000 km, ale na liczniku już prawie 800; myślę, że poznałem wszelkie zalety tego roweru (których ma naprawdę dużo) i zmierzyłem się z wyzwaniami (na szczęście nielicznymi:), które przede mną postawił.

Co było przed Cube SL Road?

Od czterech lat jestem szczęśliwym właścicielem decathlonowego Rockridera 5.1. Właściwie to od pięciu – wcześniejszy rower miałem identycznego modelu, ale ktoś się nie bał i… zabrał (tylko szkoda, że zapomniał oddać) z zamkniętej piwnicy. Cóż, nie chcę rzucać podejrzeniami na prawo i lewo, nosacz zrobi to za mnie:

Do tej pory wyjeździłem na Rockriderze bez mała 12 000 kilometrów – nieźle jak na rower, za który dałem dosłownie parę stówek. Jest to tak naprawdę rowerowy odpowiednik Matiza – jak solidnie depniesz, to fajnie rozpędzisz, do przemieszczania z punktu A do punktu B idealny (do C i D również:), a naprawić można dosłownie czymkolwiek i cokolwiek do niego włożyć, bo jeśli mnie pamięć nie myli, to osprzęt stanowią same no-name’y. Dość powiedzieć, że w styczniu za wymianę: całego napędu, linek hamulcowych i do przerzutek, ich regulacji zapłaciłem raptem trzy stówki:) Idealny, jeśli masz kondycję na 100 km i zero ambicji do wykrywania wyścigów.

W zasadzie wszystkie epitety, którymi Motoznafca opisał Matiza, można przełożyć na mojego Rockridera.

Ale jak już pisałem wcześniej, apetyt rośnie w miarę kręcenia i w końcu na początku roku dojrzałem do tej niezwykle trudnej decyzji: kupuję nowy rower! Analiza potrzeb, stylu jazdy, ulubionych tras, kilka rozmów z osobami, które na pewno są bardziej ogarnięte w temacie, nieco liberalne podejście do ustalonego sobie wcześniej budżetu i, jak się okazało, zostałem pierwszym we Wrocławiu właścicielem Cube SL Road rocznik 2018! Pierwszym, bo Skiteam z wrocławskich Arkad specjalnie dla mnie ściągał rower na długo przed sezonem.

Cube SL Road – ogólne odczucia

Wcześniej w ogóle nie brałem pod uwagę roweru fitnessowego. Uparłem się na którąś z szos decathlonowych („Triban 500, 520, a może wysupłać trochę zaskórniaków i Triban 540? Kierownica prosta czy baranek? Prędzej prosta, a więc modele mniej popularne…” i tak w kółko. Hamlet przy moich rowerowych rozterkach to mistrz szybkiej decyzji:). Pierwsza rozmowa z kolegą na temat wyboru roweru:

Kolega: „A wygląd się dla ciebie liczy?”

Ja (jak typowy facet, któremu zadaje się takie pytanie): „Nie, to rzecz drugorzędna”.

Kolega (pokazując stronę Cube): „No to patrz”.

Ja (też jak typowy facet): „O ja…”

Zachwyt nie dziwi, bo jak się dowiedziałem chwilę później – Cube dba zarówno o kwestie czysto praktyczne, jak i nienaganny wygląd roweru. Typowo fitnessowa rama Cube SL Road (o tym, co to jest rower fitnessowy, przeczytacie tutaj) już na pierwszy rzut oka obiecuje dużą szybkość, ale też praktyczne podejście – umożliwia bowiem zamontowanie bagażnika lub błotników. Nie każdy rower z przeznaczeniem na szosę daje taką możliwość. Do tego trzeba dodać bardzo fajny design – czarną ramę z niebieskimi elementami. Nic dziwnego, że zakochałem się od pierwszego wejrzenia.

Dużo obiecywałem sobie również po wadze roweru. Całość waży 11,8 kg – jak na szosę może sporo, ale w porównaniu z 15,5 kg Rockriderem jednak robi wrażenie. To jakby porównywać ważącego 90 kilogramów weekendowego biegacza z niespełna 70 – kilogramowym maratończykiem.

Zacznijmy od dołu – najpierw koła

Wcześniej nie jeździłem na niczym większym od 26 cali i przejścia na 28 trochę się obawiałem. Widziałem gdzieś ranking rozmiaru kół, w którym dwudziestki ósemki przegrywały z mniejszym rozmiarem na zwrotności.

Faktycznie, pierwsze jazdy nie należały do najłatwiejszych. Parę razy siła odśrodkowa odrzuciła mnie z ostrego zakrętu na zewnątrz, ale szybko nauczyłem się na nowo operować odpowiednio hamulcami i udało mi się rower okiełznać. Na plus – przy takim rozmiarze szybkość jest zdecydowanie większa.

Wytrzymałość kół miałem okazję sprawdzić na kilku nienajlepszej jakości drogach; na razie obyło się bez ósemkowania i oby tak dalej. Nie mam natomiast wątpliwości co do wytrzymałości opon Schwalbe, których internauci – kolarze nie mogą się nachwalić. Prawie 800 km bez kapcia – dalej może nie jest to wielki wyczyn, ale daje nadzieję, że nie będę tak często stał w kolejce w Decathlonie z nowymi dętkami, jak w zeszłym roku, kiedy to gumy łapałem notorycznie. Fabrycznie założony jest rozmiar 40×622 i jak dla mnie jest to wybór optymalny, zapewniający dobrą przyczepność na szosie, kocich łbach, lasach i polach – na górach jeszcze nie testowałem.

Potem przerzutki i hamulce

Claris w szosowej hierarchii stoi najniżej ze wszystkich grup Shimano. Ale mnie to nie przeszkadza – zbyt amatorsko jeżdżę, aby te ułamki sekund bardziej precyzyjnej zmiany przełożenia były dla mnie kluczowe. Optymalna wydaje mi się liczba przełożeń: 2×8 sprawia, że przy bardziej pofałdowanym terenie korzystam w zasadzie z pełnego zakresu. Większa ilość przełożeń przy mojej amatorskiej jeździe byłaby niewykorzystywana.

Ucieszył mnie też fakt, że Claris, jeśli zajdzie potrzeba wymiany osprzętu, jest znacznie tańsza od wyższych grup. Tu znajduje się porównanie cen. Artykuł jest wprawdzie sprzed dwóch lat i opisuje Claris 2400 (w Cube SL Road jest nowa Claris 2000), ale nie wydaje mi się, aby różnice były znaczące.

Na minus – tylna przerzutka już przy pierwszej jeździe posypała się. Wystarczyło na szczęście tylko dokręcić na powrót linkę przerzutki i już jest dobrze, regulację załatwił pierwszy przegląd gwarancyjny.

Hamulce tarczowe spisują się idealnie. Kilkakrotnie musiałem nagle się zatrzymać (prędkość, do której na początku nie byłem przyzwyczajony, robiła swoje), na szczęście miałem gwarancję krótkiej drogi hamowania.

Kilka słów o widelcu

W Rockriderze jeździłem z przednim amortyzatorem, więc jazda ze sztywnym widelcem na początku była dla mnie… małym szokiem. Widelec Aluminium Rigid Fork nie tłumi wszystkich drgań (choć większe koło trochę pomaga), więc kocie łby odczułem boleśnie w rękach i kręgosłupie. Z drugiej strony – sztywny widelec to jednak większa prędkość i mniejsza masa. Zainteresowanych różnicami odsyłam tutaj.

Zasadniczo jestem zadowolony z zastosowanego w Cube SL Road rozwiązania. Natomiast zdaję sobie sprawę, że nie każdemu kolarzowi wychowanemu na rowerze z amortyzatorem sztywny widelec przypadnie do gustu.

Na koniec siodełko i kierownica

Co do siodełka – to tak naprawdę jedyna rzecz, nad wymianą której głęboko się zastanawiałem. Ta myśl wraca po każdej wykręconej setce, bo siodełko jest na tyle twarde, że dłuższą jazdę boleśnie odczuwam. Może to kwestia przyzwyczajenia, ale jeśli nic w tej materii się nie zmieni, to wymienię. Siodełko to akurat pikuś:)

Cieszy mnie zastosowana prosta kierownica. Baranek owszem – zapewnia bardziej sportową pozycję, ale na miejski chaos to nie jest dobre rozwiązanie. Gorsza manewrowość oraz utrudniona obserwacja wskutek pochylonej sylwetki sprawiają, że jazda w mieście nie należy do bezpiecznych. A choć bardzo lubię wyjechać poza miasto, to w miejskiej dżungli również dużo się przemieszczam – a bezpieczeństwo jest dla mnie ważniejsze od aerodynamicznej sylwetki.

Pewnym zaskoczeniem była szerokość kierownicy – 66 centymetrów. Po wejściu na rower po raz pierwszy czułem się jak na Harleyu, ale to wrażenie szybko zniknęło. Wydaje mi się, że szeroka kierownica rekompensuje gorszą manewrowość większych kół, tak więc to była tylko kwestia przyzwyczajenia.

Podsumowanie: Cube SL Road – idealny rower fitnessowy do 3000 zł?

Jak zauważyliście w tej recenzji – często używam sformułowań typu „kwestia przyzwyczajenia”, „w poprzednim rowerze było inaczej”, etc. Bo faktycznie – Cube SL Road to rower zupełnie inny niż budżetówki, po które sięgałem wcześniej (i z których – od razu zaznaczam – również byłem bardzo zadowolony).

Jednak Cube SL Road to właśnie rower, który całkowicie odpowiada moim potrzebom. Szybki na szosie i w lesie, lekki, co daje obietnicę wycieczek jeszcze dłuższych niż zazwyczaj, a jednocześnie wytrzymały, więc nie powinienem obawiać się częstych wizyt w serwisie. Moim zdaniem 3000 złotych za rower to sporo, natomiast po pierwsze primo – to dopiero średnia półka cenowa i na pewno można wydać więcej (a jest ryzyko zwłaszcza przy delikatnych szosówkach, że częściej niż na drodze rower będzie przebywał w serwisie). Po drugie primo – jest mądra zasada, że kupujesz rower w takiej cenie, na ile Cię stać.

3000 złotych na Cube SL Road to była bardzo dobra decyzja, której przez te niespełna 800 kilometrów nie pożałowałem. Pełną specyfikację roweru znajdziecie tutaj.